Powrót do byłego – dlaczego te kobiety wróciły do swoich ex

Rozstania bywają bolesne. Choć przysłowia mówią nam, że nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy, to powrót do byłego jest częstszym zjawiskiem, niż mogłoby się nam wydawać. Dlaczego tak wiele kobiet decyduje się wrócić do byłego faceta? Czy powrót do byłego to dobry pomysł?

Zerwanie nie zawsze oznacza końca wspólnej drogi. Aż 60 procent par twierdzi, że wróciło do siebie po pierwszym rozstaniu.

Biorąc pod uwagę, że czynniki, które najpierw poróżniają poszczególnych ludzi, a następnie przyciągają ich z powrotem do siebie, różnią się tak bardzo, jak osoby w związku. Dlatego też trudno jest wskazać jakiekolwiek ogólne powody, dla których niektóre pary wracają do siebie. Aby uzyskać więcej informacji na ten temat, poprosiliśmy trzy kobiety, aby podzieliły się historiami swoich romantycznych związków – przed i po zerwaniu.

Powrót do byłego – historia Basi

Poznaliśmy się z Robertem pierwszego dnia naszego pierwszego roku na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Mieszkaliśmy w akademiku w pokojach naprzeciwko siebie. Wciąż pamiętam dzień, kiedy się tam wprowadzaliśmy, a na jego drzwiach pojawiła się kartka z napisem: „Wejdź, poznajmy się!”

Zaczynaliśmy jako znajomi, którzy stali się przyjaciółmi, a po jakimś czasie byliśmy już nierozłączni. Jako nastolatka zmarnowałam ogrom czasu na fantazjowanie o mężczyźnie, w którym kiedyś się zakocham. Wyobrażałam sobie, że będzie wysoki i przystojny, inteligentny i że z przyjemnością będzie mówił o swoich uczuciach. (Winię za to komedie romantyczne.) Wyobraźcie sobie więc moje zdziwienie, gdy zakochałam się w perkusiście zespołu rockowego z Wrocławia, który miał przekłute ucho i długie włosy. Robert był energiczny, delikatnie niestosowny i niesamowicie miły. Pomimo wszystkich przeczytanych książek o idealnej miłości – zakochałam się. Szybko i wściekle.

Choć na pierwszy rzut oka nie pasowaliśmy do siebie, byliśmy dla siebie stworzeni. Nikt nie spodziewał się, że będziemy parą. Zdałam sobie sprawę, że był facetem, z którym będę już zawsze w dniu, w którym nie poszedł do pracy, aby zamiast tego obejrzeć ze mną ostatni odcinek mojego ulubionego programu. Wiedziałam, że nie jest nim tak zainteresowany jak ja, ale po prostu bardzo mu na mnie zależało.

Nasze spotkanie w wieku 19 lat było uroczą opowieścią, ale wiązało się z wieloma wyzwaniami. Szybko dowiedzieliśmy się, że nie musimy jedynie razem się rozwijać, musimy razem wydorośleć. Idealne chwile przeplatały się z tymi trudnymi. Nawet na chwilę się rozstaliśmy, co prawie nas złamało.

Gdy zbliżało się zakończenie studiów, wiedzieliśmy, że nie jesteśmy jeszcze gotowi na ślub, ale prawdziwe życie się zaczynało i trzeba było podejmować dorosłe decyzje. Nauczono nas, jak wytyczać własne ścieżki, być dumnym z naszych osiągnięć, robić karierę i czuliśmy, że stoimy przed najważniejszym wyborem. Czy rozstajemy się i ryzykujemy utratę siebie nawzajem, czy też pozostajemy razem i ryzykujemy utratę siebie samych?

Zamiast robić coś w stylu „zostańmy przyjaciółmi”, zdecydowaliśmy się na całkowite zerwanie. Nie kontaktowaliśmy się ze sobą, nawet z naszymi przyjaciółmi spotykaliśmy się osobno. Szybko zdałam sobie sprawę, że z taką stratą wiąże się ogromny smutek. Był nagły i wszechobecny. Nie tylko tracisz osobę, ale także życie, które dotychczas dzieliliście.

W trakcie rozstania dochodzi dokuczało mi również poczucie żalu. Straciłam grunt pod nogami. Jest takie francuskie powiedzenie: „tu me Marques”. Dosłowne tłumaczenie brzmi „tęsknię za Tobą”, ale tak naprawdę bardziej chodzi o coś w stylu „boleśnie odczuwam Twój brak”. Gdy nie byliśmy ze sobą oboje czuliśmy to w różnym czasie i na różne sposoby. Jest to uczucie, którego nie potrafimy zapomnieć i często pomaga nam sprostać nieuniknionym wyzwaniom. Zdałam sobie sprawę, że bez względu na górę, przed którą stoję, wspinaczka jest zawsze lepsza z Robertem niż bez niego. Dowiedziałam się, jak cenny jest wspólnie spędzony czas i podążanie za intuicją. Zrozumiałam, że czasami najważniejsze rzeczy w życiu zasługują na drugą szansę.

W końcu zdaliśmy sobie sprawę, że nie musimy wybierać między związkiem a spełnianiem naszych ambicji. Musieliśmy się nauczyć dbać o siebie na wzajem. Po pięciu miesiącach wróciliśmy do siebie i po kilku latach wzięliśmy ślub.

Powrót do byłego – czasami takie relacje mają sens

Szymon i ja poznaliśmy się na randce w ciemno. Jego brat spotykał się z jedną z moich przyjaciółek z liceum i stwierdzili, że będziemy dla siebie idealni. Przez długi czas nie potrafiliśmy znaleźć odpowiedniego momentu – jedno z nas lub oboje akurat spotykaliśmy się z kimś innym, ale w końcu udało nam się spotkać się na uroczystości ukończenia studiów jego brata.

Jestem z natury ekstrawertyczna i towarzyska, ale spotkanie z nim sprawiło, że zaniemówiłam. To naprawdę była, używając frazesu, miłość od pierwszego wejrzenia. Trzeba przyznać, że w dużej mierze było to spowodowane tym, że Szymon wyglądał prawie jak Ryan Gosling – moja sympatia z nastoletnich lat. Był niesamowicie przystojny, zabawny, uroczo dziwaczny i elegancki. Tego samego dnia umówiliśmy się na kolejny weekend, choć mieszkaliśmy w innych miastach. Oczywiście oboje spotykaliśmy się z wtedy innymi ludźmi i nie interesował nas związek na odległość.

Kilka miesięcy później zerwałam z moim chłopakiem. Wyznałam mu, że czuję więź z facetem, którego poznałam jakiś czas temu i że kontynuowanie naszego związku wydawało mi się nieuczciwe. Następnego dnia Szymon zadzwonił i powiedział, że zerwał ze swoją dziewczyną! Byłam w szoku! Nie mówiliśmy o tym wcześniej, nawet nie planowaliśmy tego zrobić. Kilka tygodni później zaskoczył mnie, pokazując się w Warszawie i wtedy zostaliśmy parą. Od razu rozmawialiśmy o małżeństwie, pierścionku, miesiącu miodowym i naszym wspólnym życiu. Kilka miesięcy później pobraliśmy się.

To wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie mieliśmy szansy na zbudowanie solidnej podstawy, która jest niezbędna, aby utrzymać małżeństwo i przetrwać nieuniknione kryzysy. Inwestowaliśmy w nieruchomości, zakładałam firmę, on remontował dom, pracując na pełny etat. Z biegiem lat nasza relacja zaczęła się rozpadać. Chociaż kochaliśmy się, nasz związek nie miał solidnej podstawy. To nie było zdrowe ani dla nas, ani dla naszych dzieci.

Po spędzeniu wspólnie 20 lat rozwiedliśmy się, ale nadal mieszkaliśmy razem dla dobra naszych dzieci. Miałam wtedy bardzo dużo podróży służbowych, a on prowadził interesy za granicą i ciągle latał tam i z powrotem. Dzieci były naszym najwyższym priorytetem i skupialiśmy się na tym, aby stworzyć im stabilny dom. Byliśmy przyjaciółmi, serdecznymi i pełnymi szacunku do siebie, ale rzadko spędzaliśmy razem czas z powodu naszych częstych podróży.

W tamtym czasie związał się z inną kobietą, a ja skupiłam się na sobie. Podróżowałam z przyjaciółmi po całym świecie i zwiedzałam miejsca, o których zawsze marzyłam, ale nigdy nie było na to czasu. Podczas podróży do Francji półtora roku po rozstaniu zdałam sobie sprawę, że za nim tęsknię. Okazało się, że on też za mną tęsknił.

Kiedy wróciłam do Warszawy, przyjechał po mnie na lotnisko i zapytał, co myślę o tym, żebyśmy spróbowali jeszcze raz. Spotykaliśmy się potajemnie przez kilka miesięcy i nikomu o tym nie mówiliśmy. Po tym czasie zdaliśmy sobie sprawę, że jest między nami więcej miłości niż kiedykolwiek wcześniej. Żyjemy teraz w tak zwanym konkubinacie, ale rozmawiamy o ponownym wzięciu ślubu. Wielu naszych przyjaciół nawet nie wie, że kiedykolwiek się rozwiedliśmy.

Jestem bardziej spokojna, zrównoważona i wszystko jest bardziej przejrzyste i zrozumiałe. Bardziej koncentruję się na rodzinie, sobie i naszym małżeństwie. Chociaż było to dość okrutne, rozwód był dla nas największym błogosławieństwem. Nie ma mowy, żebyśmy byli tam, gdzie jesteśmy dzisiaj, gdybyśmy się nie rozstali. To tak, jakbyśmy oboje w międzyczasie wyrośli na kompletnych ludzi i teraz płyniemy razem w zdrowy sposób. Jesteśmy wdzięczni, że nasze ścieżki doprowadziły nas z powrotem do siebie. Choć nie raz słyszałam o tym, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, to w moim przypadku była najlepsza decyzja. Tak więc czasami warto jest łamać zasady – powrót do byłego w moim przypadku oznaczał powrót do miłości życia.

Powrót do byłego – co wynika z tego typu relacji

Kiedy Daniel i ja zaczęliśmy się spotykać cztery lata temu, nie ukrywałam, że chciałabym ponownie wyjść za mąż. Od mojego rozwodu minęło ponad 14 lat i byłam gotowa spróbować jeszcze raz. On był dopiero jakieś pięć lat po rozwodzie i nadal zmagał się z jego bolesnymi następstwami, ale przyznał, że jest gotowy ożenić się ze mną. Jednak po dwóch latach randkowania nie zmierzaliśmy w tym kierunku. Powiedziałam mu, że jeśli nie ma zamiaru się żenić lub nie jestem osobą, z którą chciałby to zrobić, to muszę iść dalej. Kiedy powiedział, że nie jest pewien, powiedziałam mu, że w takim razie musimy się rozstać.

Oboje byliśmy tak zranieni i rozczarowani, że nasz związek się nie udał, że po prostu zamknęliśmy się w sobie.

Ten pierwszy miesiąc był najtrudniejszy. W żaden sposób nie kontaktowaliśmy się ze sobą – nie dzwoniliśmy do siebie, nie wysyłaliśmy SMS-ów. Miałam nadzieję, że będzie walczył o ten związek, ale tego nie zrobił. Okazało się, że zerwanie całkowicie go oślepiło. Zamknął się w sobie. Ja rzuciłam się w wir pracy, podróży i skupiłam się na moich dzieciach. Słuchałam też wielu podcastów o rozstaniach. On poświęcił się swoim własnym zainteresowaniom.

Po trzech miesiącach od naszego zerwania nadeszły święta. Jego najlepszy przyjaciel wysłał mi SMS-a z życzeniami, co wydawało się dziwne, biorąc pod uwagę, że nigdy nie byliśmy blisko. Wtedy zauważyłam, że Daniel polubił moje zdjęcia na Facebooku. Ignorowałam jego gesty, ale pewnego dnia w okolicach Bożego Narodzenia napisał do mnie SMS-a. Powiedział, że zauważył, że byłam na wycieczce i że jest szczęśliwy, że dobrze się bawię. Zaczęliśmy do siebie pisać i ostatecznie zdecydowaliśmy, że powinniśmy się spotkać i porozmawiać.

Tęskniliśmy za sobą i chcieliśmy być razem, ale nadal nie miałam pewności, czy on chce wziąć ze mną ślub. Przyznał, że bał się popełnienia kolejnego błędu. Postanowiliśmy więc spotkać się w połowie drogi. Zatrudniliśmy parę trenerów – męża i żonę, którzy są szczęśliwym małżeństwem, aby pomogli nam przeprowadzić trudne rozmowy, które doprowadziły nas przed ołtarz. Ustaliliśmy również harmonogram, na który oboje się zgodziliśmy, zamiast po prostu płynąć z prądem.

Czasami zerwanie jest bardzo potrzebną pobudką dla obu stron.

Bycie osobno dało nam możliwość przekonania się, co w sobie cenimy i kochamy. Miałam okazję zastanowić się, co jest naprawdę ważne w moim życiu i być wdzięczną za to, co mam. Skupiłam się na pracy i pielęgnowaniu przyjaźni, które zaniedbałam przez lata. W stałym związku czuję się jednak znacznie bezpieczniej. Daniel miał również okazję usiąść i przemyśleć swoją rolę w naszym rozstaniu. W dalszym ciągu pracuje nad uleczeniem swoich ran z przeszłości, aby mógł iść do przodu w naszym związku z właściwych powodów.

Musieliśmy nacisnąć przycisk restartu i wprowadzić niezbędne zmiany w sposobie naszego działania. Nigdy wcześniej nie wróciłam do żadnego mojego byłego partnera, więc najwyraźniej było coś wyjątkowego w tym mężczyźnie. Po prostu byliśmy sobie przeznaczeni, a rozstanie tylko nas umocniło w tym przekonaniu.